13 czerwca 2015
Hejoo! Zanim coś napiszę o tym co działo się przez ostatni tydzień, chciałabym zaznaczyć, że to była moja druga klasowa sesja plenerowa. Pierwsza była pod koniec września ubiegłego roku. Trochę poimprezowaliśmy z klasą, po czym wpadliśmy za posiadanie alkoholu. Sprawa rozniosła się po szkole i trafiła do dyrektora. Wszyscy trafiliśmy na dywanik, odebrano nam punkty z zachowania i musieliśmy poświęcić swój czas na rzecz szkoły. Rok szkolny był ciężki, szczególnie, że tydzień przed czerwcowym plenerem dowiedzieliśmy się, że nie mamy drugiego opiekuna (nauczycielka, z którą mieliśmy jechać została zawieszona, po tym ostatnim plenerze) i nasz wyjazd stanął pod znakiem zapytania. Ostatecznie pojechaliśmy, byliśmy grzeczni i nawet bez alkoholu było dość ciekawie ;P
A teraz baaardzo długi post:
Pierwszy dzień (poniedziałek):
Zbiórka o 7.30 przed szkołą. Nie wyobrażałam sobie tego (do szkoły przeważnie mam na 10.00), ale jakoś dałam rade i byłam o 7.40 Brawo ja! Dotarliśmy na miejsce po dwóch godzinach. Ośrodek w którym zatrzymaliśmy się nie był trafiony w porównaniu do tego, w którym byliśmy we wrześniu. Wcześniej mieliśmy prawdziwe luksusy i to za jaką cenę. Generalnie nie było źle.
Aby nie tracić czasu, od razu po zadomowieniu poszliśmy w teren ze szkicownikami. Oczywiście (jak już wcześniej pisałam) Ferri miała już 5/10 szkiców ;P więc nie spieszyło się jej jak innym. Dostałam natchnienia i wzięłam pierwsze płótno. Jebłam na całej powierzchnie niebieską farbą, po czym wychowawca podszedł do mnie i powiedział, że bardzo dobrze, że choć jedna osoba myśli xD... Chodziło o podmalówkę (pierwszy etap pracy). Każdy od razu bawił się w szczegóły nie zamalowując pustej przestrzeni, pomimo, że każdy nauczyciel u mnie w szkole mówi, żeby "pozbyć się jak najszybciej pustych przestrzeni na pracy". Malowałam drzewa z dołu, więc pierwsze co zdecydowałam się namalować to niebo, więc dla mnie niebyła to podmalówka tylko już konkret, ale okej, nie odzywałam się ;P
Pod koniec dnia był przegląd prac i wyglądało to mniej więcej tak:
Drugi dzień (wtorek):
Poniedziałek był jeszcze dniem na luzie, ale we wtorek trzeba było się sprężać. Pogoda nam się zepsuła, więc każdy chodził z aparatem i pstrykał zdjęcia po czym siedzieliśmy w ośrodku i szkicowaliśmy. Południe było już lepsze, więc wyszłam z płótnem. Zdążyłam namalować gołe drzewa, które zbiegały się na środku. Wieczorem na przeglądzie wychowawca z koleżanką, Magdą stwierdzili, że to nie są drzewa tylko dzidy Indian, którzy związali mnie i położyli pomiędzy nimi xD
Trzeci dzień (środa):
Najgorszy dzień ever! "Skończyłam" pierwszy obraz. Na początku byłam z niego zadowolona. Koleżanki mówiły, że mam super pomysł. Cieszyłam się z niego, ale wiedziałam, że jak narazie nic nie spieprzyłam, to spieprzę na końcu... i tak, kurwa, się stało! Liście, jebane liście, a właściwie igły! Zaczęłam dobrze, ale koleżanki powiedziały, że lepiej wyglądałoby inaczej, to tak zrobiłam i, kurwa, wyszło gówno.
Spieprzyłam! Rozmazałam wszystko! Wkurwiłam się! Zostawiłam to w cholerę! Powiedziałam, że już tego nie dotykam, zostawiam takie jakie jest. Żałuję tylko, że nie miałam przy sobie ani zapasowego płótna, ani gruntu, żeby to zakryć. Finalnie, musiałam to dać do oceny, żeby zdać ten jebany plener.
Aby trochę ochłonąć wzięłam się za ostatnie szkice (przynajmniej one mi wyszły), ale nie pomogło w poprawie mojego nastroju.
Niestety to nie był koniec dnia. Zaczęłam drugi obraz, stać mnie było tylko na podmalówkę, bo rozbolała mnie głowa. Położyłam się na łóżku i spałam do przeglądu. Nawet kolacji nie zjadłam, a były racuchy *.* Po przeglądzie zauważyłam, że jest duża kałuża w łazience. Odkręciłam kran, żeby umyć ręce, zaczęło lecieć z pod umywalki, wychowawca zaraz po tym zauważył kałużę z pod naszego domku. Zawołałyśmy z współlokatorkami dwóch kolesi z ośrodka, oni sprawdzili i powiedzieli, że rura jest zatkana. Okazało się, że było pełno włosów, tylko skąd? Żadna nie czesała się nad umywalką. Prawdę mówiąc, ta sytuacja poprawiła mi trochę humor, bo kiedy przyszli ci kolesie zaczęli się śmiesznie się zachowywać ;D
Po wszystkim wróciła reszta współlokatorek ze sklepu. Jedna rzygała, bo jak się okazało szybka jazda rowerem po piwie to niezbyt dobry pomysł. Trochę, żałowałam, że nie pojechałam z nimi.
Czwarty dzień (czwartek):
Humor był o wiele lepszy. Na dziesiątą umówiłam się z wychowawcą. Poszliśmy do miejsca, gdzie malowałam drugi obraz. Wyjaśnił to i owo, po czym zostawił mnie sam na sam z moim ostatnim, plenerowym wyzwaniem. Spędziłam cały dzień na malowaniu tej jednej pracy. Wymazałam się jak głupia,
pogryzły mnie komary, a moje spalone plecy ciągle dają mi o sobie znać. Efekty nie pobijają prac mojej koleżanki, Justyny Tomka, ale po tym jak zepsułam pierwszy obraz jestem zadowolona
Po przeglądzie miałam jeszcze coś poprawić, ale byłam już tak zmęczona, farby zaczęły mi się mieszać, więc odpuściłam sobie i poszłam z kumpelkami na plaże, powygłupiać się
Na deser przyjechali do ośrodka harlejowcy. Kasia i Duryś miały radochę, bo uwielbiają facetów na motorach.
Piąty dzień (piątek):
Najlepszy dzień! Już nikt nie szkicował, nie malował, wszyscy poszli rano na końcowy przegląd, gdzie było wystawienie ocen. Myślałam, że ten gówniany obraz popsuje mi wszystko, a tu całkiem nieźle Dostałam: 4-/4- . Niektórzy się wkurzyli, bo oceny były niesprawiedliwe, z czym się właściwie zgadzam, ale z drugiej to nawet dobrze, że wychowawca lubi mnie na 4-, a nie na 3 ;P
Po przeglądzie poszłam z dziewczynami na plaże. Boże, jakie to było fajne, takie leżenie na słońcu i obijanie się po czterech dniach roboty z przyjaciółkami ;D
W Łodzi byliśmy o 18. Byłam tak zmęczona, że od razu jak weszłam do domu zjadłam coś, wzięłam kąpiel i poszłam spać.
Tęskniłam za domem, ale teraz myślę, że wolałabym jeszcze pobyć w Toporni
Hejoo! Zanim coś napiszę o tym co działo się przez ostatni tydzień, chciałabym zaznaczyć, że to była moja druga klasowa sesja plenerowa. Pierwsza była pod koniec września ubiegłego roku. Trochę poimprezowaliśmy z klasą, po czym wpadliśmy za posiadanie alkoholu. Sprawa rozniosła się po szkole i trafiła do dyrektora. Wszyscy trafiliśmy na dywanik, odebrano nam punkty z zachowania i musieliśmy poświęcić swój czas na rzecz szkoły. Rok szkolny był ciężki, szczególnie, że tydzień przed czerwcowym plenerem dowiedzieliśmy się, że nie mamy drugiego opiekuna (nauczycielka, z którą mieliśmy jechać została zawieszona, po tym ostatnim plenerze) i nasz wyjazd stanął pod znakiem zapytania. Ostatecznie pojechaliśmy, byliśmy grzeczni i nawet bez alkoholu było dość ciekawie ;P
A teraz baaardzo długi post:
Pierwszy dzień (poniedziałek):
Zbiórka o 7.30 przed szkołą. Nie wyobrażałam sobie tego (do szkoły przeważnie mam na 10.00), ale jakoś dałam rade i byłam o 7.40 Brawo ja! Dotarliśmy na miejsce po dwóch godzinach. Ośrodek w którym zatrzymaliśmy się nie był trafiony w porównaniu do tego, w którym byliśmy we wrześniu. Wcześniej mieliśmy prawdziwe luksusy i to za jaką cenę. Generalnie nie było źle.
Aby nie tracić czasu, od razu po zadomowieniu poszliśmy w teren ze szkicownikami. Oczywiście (jak już wcześniej pisałam) Ferri miała już 5/10 szkiców ;P więc nie spieszyło się jej jak innym. Dostałam natchnienia i wzięłam pierwsze płótno. Jebłam na całej powierzchnie niebieską farbą, po czym wychowawca podszedł do mnie i powiedział, że bardzo dobrze, że choć jedna osoba myśli xD... Chodziło o podmalówkę (pierwszy etap pracy). Każdy od razu bawił się w szczegóły nie zamalowując pustej przestrzeni, pomimo, że każdy nauczyciel u mnie w szkole mówi, żeby "pozbyć się jak najszybciej pustych przestrzeni na pracy". Malowałam drzewa z dołu, więc pierwsze co zdecydowałam się namalować to niebo, więc dla mnie niebyła to podmalówka tylko już konkret, ale okej, nie odzywałam się ;P
Pod koniec dnia był przegląd prac i wyglądało to mniej więcej tak:
Drugi dzień (wtorek):
Poniedziałek był jeszcze dniem na luzie, ale we wtorek trzeba było się sprężać. Pogoda nam się zepsuła, więc każdy chodził z aparatem i pstrykał zdjęcia po czym siedzieliśmy w ośrodku i szkicowaliśmy. Południe było już lepsze, więc wyszłam z płótnem. Zdążyłam namalować gołe drzewa, które zbiegały się na środku. Wieczorem na przeglądzie wychowawca z koleżanką, Magdą stwierdzili, że to nie są drzewa tylko dzidy Indian, którzy związali mnie i położyli pomiędzy nimi xD
Trzeci dzień (środa):
Najgorszy dzień ever! "Skończyłam" pierwszy obraz. Na początku byłam z niego zadowolona. Koleżanki mówiły, że mam super pomysł. Cieszyłam się z niego, ale wiedziałam, że jak narazie nic nie spieprzyłam, to spieprzę na końcu... i tak, kurwa, się stało! Liście, jebane liście, a właściwie igły! Zaczęłam dobrze, ale koleżanki powiedziały, że lepiej wyglądałoby inaczej, to tak zrobiłam i, kurwa, wyszło gówno.
Spieprzyłam! Rozmazałam wszystko! Wkurwiłam się! Zostawiłam to w cholerę! Powiedziałam, że już tego nie dotykam, zostawiam takie jakie jest. Żałuję tylko, że nie miałam przy sobie ani zapasowego płótna, ani gruntu, żeby to zakryć. Finalnie, musiałam to dać do oceny, żeby zdać ten jebany plener.
Aby trochę ochłonąć wzięłam się za ostatnie szkice (przynajmniej one mi wyszły), ale nie pomogło w poprawie mojego nastroju.
Niestety to nie był koniec dnia. Zaczęłam drugi obraz, stać mnie było tylko na podmalówkę, bo rozbolała mnie głowa. Położyłam się na łóżku i spałam do przeglądu. Nawet kolacji nie zjadłam, a były racuchy *.* Po przeglądzie zauważyłam, że jest duża kałuża w łazience. Odkręciłam kran, żeby umyć ręce, zaczęło lecieć z pod umywalki, wychowawca zaraz po tym zauważył kałużę z pod naszego domku. Zawołałyśmy z współlokatorkami dwóch kolesi z ośrodka, oni sprawdzili i powiedzieli, że rura jest zatkana. Okazało się, że było pełno włosów, tylko skąd? Żadna nie czesała się nad umywalką. Prawdę mówiąc, ta sytuacja poprawiła mi trochę humor, bo kiedy przyszli ci kolesie zaczęli się śmiesznie się zachowywać ;D
Po wszystkim wróciła reszta współlokatorek ze sklepu. Jedna rzygała, bo jak się okazało szybka jazda rowerem po piwie to niezbyt dobry pomysł. Trochę, żałowałam, że nie pojechałam z nimi.
Czwarty dzień (czwartek):
Humor był o wiele lepszy. Na dziesiątą umówiłam się z wychowawcą. Poszliśmy do miejsca, gdzie malowałam drugi obraz. Wyjaśnił to i owo, po czym zostawił mnie sam na sam z moim ostatnim, plenerowym wyzwaniem. Spędziłam cały dzień na malowaniu tej jednej pracy. Wymazałam się jak głupia,
pogryzły mnie komary, a moje spalone plecy ciągle dają mi o sobie znać. Efekty nie pobijają prac mojej koleżanki, Justyny Tomka, ale po tym jak zepsułam pierwszy obraz jestem zadowolona
Po przeglądzie miałam jeszcze coś poprawić, ale byłam już tak zmęczona, farby zaczęły mi się mieszać, więc odpuściłam sobie i poszłam z kumpelkami na plaże, powygłupiać się
Na deser przyjechali do ośrodka harlejowcy. Kasia i Duryś miały radochę, bo uwielbiają facetów na motorach.
Piąty dzień (piątek):
Najlepszy dzień! Już nikt nie szkicował, nie malował, wszyscy poszli rano na końcowy przegląd, gdzie było wystawienie ocen. Myślałam, że ten gówniany obraz popsuje mi wszystko, a tu całkiem nieźle Dostałam: 4-/4- . Niektórzy się wkurzyli, bo oceny były niesprawiedliwe, z czym się właściwie zgadzam, ale z drugiej to nawet dobrze, że wychowawca lubi mnie na 4-, a nie na 3 ;P
Po przeglądzie poszłam z dziewczynami na plaże. Boże, jakie to było fajne, takie leżenie na słońcu i obijanie się po czterech dniach roboty z przyjaciółkami ;D
W Łodzi byliśmy o 18. Byłam tak zmęczona, że od razu jak weszłam do domu zjadłam coś, wzięłam kąpiel i poszłam spać.
Tęskniłam za domem, ale teraz myślę, że wolałabym jeszcze pobyć w Toporni